Wycieczka do Pragi

Nocne wstawanie i do Pragi jechanie

Żeby zdążyć na autobus, musieliśmy wstać o 530. Klasa siódma, ósma i trzecia gimnazjum jechały do Pragi. Na początku byliśmy w kiepskich humorach, ale po chwili poprawiła nam je rozmowa oraz muzyka puszczana przez ekipę z trzeciej gimnazjum. Droga upływała nam przyjemnie i było dużo śmiechu. Na nielicznych przystankach cała grupa wylewała się z autokaru, by się posilić. Po kilku godzinach wjechaliśmy do Czech, co wzbudziło ogólny entuzjazm. Potem z radością i z napuchniętymi uszami dotarliśmy do stolicy Czech i stanęliśmy w korku. Gdy wyjrzeliśmy przez okno, zaniemówiliśmy z wrażenia. Przed nami rozciągał się zniewalający widok.

Zwiedzanie czas zacząć

Po długiej jeździe autokarem, wreszcie dojechaliśmy do pierwszego z muzeów, w jakich mieliśmy dzisiaj być. Było to Muzeum Techniki w Pradze. Wkroczyliśmy do niego, by pochłaniać wiedzę zawartą w tym miejscu. Od razu po wejściu każdy z nas otrzymał mapę całego budynku, a także całkowitą swobodę w kolejności zwiedzania. Wszyscy rozdzielili się na grupy dwuosobowe lub większe. Każda taka grupa zaczęła od czegoś innego. Najbardziej  z całego muzeum spodobała nam się sala samolotów, aut, rowerów i paru innych rzeczy. Sala ta była największa, ponieważ musiały w niej się zmieścić gigantyczne maszyny. Kiedy wszyscy już skończyli zwiedzanie, spotkaliśmy się przed muzeum. Następną, i zarazem ostatnią, atrakcją tego dnia było muzeum Apple’a i jego twórcy. Po wejściu do tego muzeum dane nam było zobaczyć portret Steve’a Jobsa zrobiony z części elektroniki użytej w komputerach jego produkcji. Oglądnęliśmy również wszystkie modele firmy Apple. Szczególnie spodobał nam się nowy model Macbooka.

Po zwiedzeniu muzeum udaliśmy się do hotelu A&O. Pensjonat bardzo przypadł nam do gustu. Pokoje były obszerne, wygodne i dobrze wyposażone. Po kilku minutach odpoczynku zeszliśmy na wyśmienitą kolację. Gdy najedliśmy się do syta, wróciliśmy do swoich pokoi, gdzie zakończyliśmy ten męczący, acz przyjemny dzień. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że następny będzie jeszcze lepszy.

Od Wacława do Franza

Czwartek rozpoczęliśmy poranną toaletą. Po niej ubraliśmy się i poszliśmy na śniadanie. Zaraz po śniadaniu wróciliśmy do pokoi. Spakowaliśmy telefony, portfele itp. O 8:15 mieliśmy zbiórkę przy autokarze. Pojechaliśmy pod pomnik św. Wacława. Tam czekaliśmy na przewodnika. Gdy przyszedł, powiedział krótko o tym, co będziemy zwiedzać. Następnie weszliśmy do pięknego ogrodu. Widzieliśmy ogromny klasztor, który zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz wyglądał pięknie. Tego samego dnia zwiedziliśmy stary i nowy rynek, most św. Karola i intrygujące muzeum Franza Kafki.

Gdy skończyliśmy zwiedzanie, dostaliśmy godzinę, żeby coś zjeść. W drodze powrotnej do hotelu widzieliśmy drogie samochody i sklepy. Udaliśmy się do miejsca, w którym byliśmy pierwszego dnia. Tam widzieliśmy, jak ludzie robią triki na deskorolce i słuchaliśmy muzyki. Po około 20 minutach czekania przyjechał autokar i wróciliśmy do hotelu na kolację. Po wieczornych zabawach poszliśmy spać.

Albo w górę, albo w dół

Ostatniego dnia naszej wycieczki, czyli w piątek, zwiedzanie zaczęliśmy od Hradczan, czyli dzielnicy usytuowanej nieopodal Hradu (Zamku). Podczas całego zwiedzania szliśmy albo pod górkę, albo w dół i nie było momentu, żebyśmy szli po płaskim. Trasa zwiedzania rozpoczęła się od klasztoru Norbertanów. Potem przeszliśmy na tyły klasztoru, na których był punkt widokowy i pięknie widać było panoramę Pragi. Ku naszemu zdumieniu na jednym ze stoków Hradczan była winnica.

Później przewędrowaliśmy stromymi uliczkami. Wchodząc do zamku, którego jedna z części była rezydencją prezydenta, poddano nas kontroli. Po owej procedurze bezpieczeństwa znaleźliśmy się pod ogromną i strzelistą katedrą. Niestety, nie weszliśmy do niej. Później zwiedziliśmy „Bycze schody”, czyli schody z filarami podtrzymywanymi przez byki. Następnie zwiedzaliśmy zamek i komnaty królewskie.

Brnąc dalej stromymi uliczkami, dotarliśmy do zabytkowej „Złotej Uliczki”. Miała może dwa metry szerokości i znajdowały się na niej malutkie, dwupiętrowe domki. Na jej końcu były podziemne schodki, prowadzące pod mury. Z murów zeszliśmy po jeszcze jednych, długich schodach i, idąc jeszcze przez chwilę, dotarliśmy do jakiegoś ogrodu. Znajdowały się w nim różne rośliny, ale i trochę zwierząt, np. puchacze i gigantyczne karpie. Po zwiedzeniu tego parku, czyli naszej ostatniej atrakcji, zaczęliśmy zmierzać w kierunku autokaru. Stanęliśmy przed nim, on otworzył swe podwoje, a my wlaliśmy się do środka.

Znowu w autokarze

O godzinie 13:00 wyjechaliśmy. Panie rozdały nam jedzenie na drogę. Gimnazjaliści puścili muzykę i było wesoło. Po jakimś czasie stanęliśmy w korku. Było dość zabawnie, mimo że korek wydawał się nie kończyć. Zaczęliśmy się obawiać, czy wrócimy przed północą. Na szczęście w końcu korek się skończył i pojechaliśmy dalej.

Około 17:00 zatrzymaliśmy się w McDonaldzie. Kiedy się najedliśmy, wyruszyliśmy w dalszą podróż. Doskwierała nam nuda, coraz częściej pytaliśmy się nawzajem, ile jeszcze zostało kilometrów do Krakowa. Kiedy przejechaliśmy przez granicę, stanęliśmy i panie rozdały nam paszporty. O 21:45 przyjechaliśmy do Krakowa.

Wycieczka minęła nam bardzo szybko. Pomimo wszelkich trudów podróż była wesoła, a Praga zrobiła na nas oszałamiające wrażenie.

Chłopcy z siódmej klasy

Piknik Integracyjny

Piknik integracyjny to wydarzenie, podczas którego różne szkoły – w tym nasza – organizują łatwe i przyjemne zabawy dla osób niepełnosprawnych. Każda klasa dzieli się na grupy i wymyśla przeróżne zabawy. Staramy się stworzyć jak najmilszą atmosferę, aby uczestnicy bawili się dobrze i nie czuli się nieswojo. Za dobrze wykonane zadanie każdy dostaje nagrodę w postaci słodyczy.

W tym roku piknik odbył się 14 czerwca, jak zawsze w parku Bednarskiego. Przygotowane przez uczniów różnych szkół stanowiska odwiedzili dorośli i dzieci. Mogli pofarbować sobie włosy, malować paznokcie, rzucać piłką do celu, strącać kubeczki oraz robić naszyjniki z makaronu. Wydaje nam się, że większość prowadzących starała się być miła, pomocna i zaangażowana. Zabawy były ciekawe, a uczestnicy sprawiali wrażenie zadowolonych. Uważamy, że udział w takim wydarzeniu rozwija w nas empatię.

OlgaV

A koło jednak ma koniec

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Niestety, nasza kilkuroczna dziennikarska przygoda nie jest wyjątkiem od tej reguły. Teraz, gdy zaczęliśmy już cieszyć się zbliżającymi się wielkimi krokami wakacjami, naszą radość zmącił smutek, którego źródłem jest fakt, iż wraz z końcem roku szkolnego kończą się już nasze, tak bardzo przez nas lubiane, cotygodniowe spotkania na kółku dziennikarskim. Niebawem nastanie beztroski czas nic nierobienia, jednak powracać będzie do nas tęsknota za szkołą, w której niektórzy z nas spędzili aż dziewięć lat swojego życia. Dona, choć czasem znienawidzona, na zawsze pozostanie w nas jako wspomnienie najlepszych lat młodości. Przyszedł dla nas czas na nieuniknione zmiany, nie możemy zatrzymać czasu i pozostać w tak nam dobrze znanych i przyjaznych czterech ścianach tej szkoły. Wyniesiemy stąd jednak wspomnienia i cenne doświadczenia, o których z pewnością nie zapomnimy. Wspólnie pokonywaliśmy przeciwności losu i trudy wyzwań, jakie stawiały przed nami pisane przez nas artykuły. Rozstanie z przeszłością na pewno nie będzie dla nas bezbolesne.

Nickt

Seria „100,50…Wakacje!” dobiega końca, tak samo jak nasz czas w Donie. Po dziewięciu długich i pięknych latach opuszczamy tę szkołę.  Od pierwszej klasy poznaliśmy tak wielu wspaniałych ludzi, z którymi niedługo się rozstaniemy. Tyle spotkań, tyle wyjazdów, śmiechy i płacze, szóstki i jedynki. Jesteśmy tu, na kółku dziennikarskim, wspominamy to wszystko ze łzami w oczach. Samo kółko przyniosło nam wiele cudownych wspomnień. Przez kilka lat napisaliśmy wiele artykułów. Na początku pracowaliśmy oddzielnie, a w tym roku połączyliśmy nasze siły i stworzyliśmy tę serię. Mamy nadzieję, że Wam się podobała i tak jak my, będziecie tęsknić. Czyli dzisiaj, 14 czerwca, kiedy do wakacji zostało tylko osiem dni, żegnamy się z wszystkimi naszymi niesamowitymi czytelnikami. Do zobaczenia w przyszłości.

Zodkiewka i WiecieKtoPisze

Czyżby to był już koniec serii „Trudne jest życie gimbusa”? Ze łzami w oczach, przekrwionymi od 3 lat ciężkiej nauki, ogłaszamy to oficjalnie.  Podczas kółka, owszem, zajmowaliśmy się pisaniem, ale nie tylko. Poruszaliśmy ważne tematy z naszą muzą, Panią Dorotą, jak to, jak się oprzeć wszelakim słodkościom. Odkrywaliśmy nowe połączenia-kasza gryczana z ziemniakami, śmialiśmy się z naszych żarcików i narzekaliśmy na naszą ulubioną (w sumie to do tej pory jedyną) szkołę. Zatęsknimy nawet za denerwującymi dziećmi z piętra wyżej – w liceum już nie usłyszymy okrzyków radości, jedynie ciche pochlipywania wielkich goryli. Także będzie nam brakowało nauczycieli, których dogłębnie poznaliśmy przez te wszystkie lata i do których mogliśmy iść z prośbą o pomoc. Teraz każdy nauczyciel będzie dla nas obcą, złowrogą twarzą, której należy się bać, bo inaczej zemści się i nawiedzi cię w nocy i zje resztki twego szczęścia i wiary w dobro, które nam dano w tej szkole. Szkoda, że dopiero teraz zaczynamy to doceniać, gdy zostało nam raptem parę dni i lekcji, na których przez myśli przelatują nam najzabawniejsze momenty, które mamy nadzieje będziemy mogli też stworzyć w nowym miejscu. Co tydzień dzieliliśmy się z Wami naszymi problemami, odczuciami czy nadziejami. Problemy gimbusa się skończą- zaczną się licealne, odczucia będą mieszane co do nowej szkoły, a nadzieja będzie taka, że może choć część z was będzie pamiętać, a przede wszystkim miło wspominać nasze artykuły.

Mehowe Panny

Przyszło mi zakończyć ten smutny artykuł. Naprawdę jest to trudne zadanie. Nie wiem, jak podsumować dla niektórych dwa, dla niektórych trzy lata wspólnego pisania, śmiechu, zabawy. Było to naprawdę genialne kółko. Nie czuliśmy się tutaj jak w szkole, ale bardziej jak w domu. Zawsze ktoś miał coś ciekawego do jedzenia, ktoś, zazwyczaj ja, przez dłuższy czas zastanawiał się nad tematem artykułu, komuś szwankował sprzęt, ktoś próbował wmówić pani Dorocie, że artykuł krótszy niż dwieście słów jest wystarczający. Ale wszystko ma swój koniec i oto my Wielka Szóstka właśnie do niego doszliśmy. Nie będzie już więcej wycieczek do opisania, spotkań do sprawozdania. Ale wychodzimy z Dony z dużym warsztatem dziennikarskim, który na pewno przyda nam się w niejednej życiowej sytuacji, niezależnie od tego, jaką ścieżkę wybierzemy w przyszłości. Mamy nadzieję, że nasze artykuły Was rozśmieszyły, zainteresowały, czasem zaniepokoiły i dostarczyły wielu emocji. Teraz nadszedł czas, by przekazać pałeczkę młodszym dziennikarzom. W ostatnich zdaniach naszego wspólnego artykułu, chcielibyśmy jeszcze raz podziękować pani Dorocie, która czyniła o kółko milion razy wspanialszym.

Karolina

Kula u nogi – czyli jak uporać się z lekturami szkolnymi

Każdy musiał kiedyś przeczytać jakąś lekturę szkolną, więc każdy wie, jak mozolnie się je czyta. Tym gorzej, że z roku na rok lektury staja się coraz dłuższe i dłuższe oraz coraz nudniejsze i nudniejsze. Najgorsze jest to, że ma się tylko miesiąc na przeczytanie, no i są te okropne sprawdziany, na które nikt nie umie się uczyć i można tylko mieć nadzieję, że się większość treści pamięta.  Dobry sposób na uporanie się z lekturą szkolną to wyznaczyć sobie  czas lub ilość stron do przeczytania. Wtedy wie się, jak szybko się ją przeczyta, dzięki czemu poziom stresu spada. Oczywiście są też tacy, którzy albo czytają streszczenie, albo oglądają film (jeśli jest). Niestety jest zaskakująco dużo ludzi, którzy nie czytaną lektur albo po postu ich nie kończą. Wracając do lektur, są też kochane przez niektórych, i nienawidzone przez innych, lektury dowolne. Czytanie lektur dowolnych polegają na tym, że, jak nazwa wskazuje, wybiera się dowolną lekturę i się ją czyta, lecz haczyk w tym, że trzeba później zrobić o niej prezentację. Dużym plusem tego sposobu jest to, że każdy czyta, co lubi, więc wiadomo, że każdy przeczyta wybraną książkę. Nie ma z tych lektur także sprawdzianów. A co do tego, jak uporać się z sprawdzianami z lektur, to przecież nie ma sposobu. Można tylko przeczytać książkę i mieć nadzieję, że test będzie łatwy.

Ninosian

Powrót sklepiku

W ciągu ostatnich kilkudziesięciu dni prowadzony przez naszą klasę sklepik szkolny nie był przez nas prowadzony. Taki stan rzeczy był pośrednim i bezpośrednim wynikiem takich wydarzeń jak egzamin gimnazjalny, wycieczka oraz wszędobylskie końcoworoczne rozleniwienie. Młodsi uczniowie nie byli oczywiście taką sytuacją zachwyceni. Codziennie upominali się o obiecywany przez nas jeszcze podczas wyborów samorządu sklepik. Niestety nikt z naszej klasy nie był chętny do uzupełnienia artykułów spożywczych, które już dawno wyczerpały się, a które są oczywiście kluczowe do prowadzenia jakiejkolwiek tego rodzaju działalności. Na szczęście pewien dzielny klasowy bohater, zachęcony przez naszego znakomitego wychowawcę, podjął się tego niezwykle ciężkiego i wymagającego zadania i wyruszył w pełną przeciwności losu i czyhających niebezpieczeństw podróż po produkty, które umożliwiły nam wyczekiwane przez pół szkoły wznowienie działalności. Już na pierwszej piętnastominutowej przerwie w poniedziałek tłumy spragnionych pożywienia dzieci zalały korytarz obok naszej klasy. Sklepik znów działa i zapewnia wszystkim swoim klientom (nie)zbędne do przetrwania kolejnego dnia w szkole kalorie.

Nickt

,,Litwo, ojczyzno moja…”, czyli drugi i trzeci dzień wycieczki po Litwie – Wilno

Ósmego maja zwiedzaliśmy Troki, ale również wstąpiliśmy do kilku zabytków w Wilnie. Pierwszym z nich był cmentarz na Rossie, gdzie mieliśmy ,,grę terenową” dotyczącą szukania grobów ważnych Polaków. Sam cmentarz był bardzo ładny, chociaż w nocy nie wydawałby się już taki przyjemny. Następnie przejechaliśmy się pod kościół św. Piotra i Pawła w Wilnie. Gdy do niego weszliśmy, byliśmy zaskoczeni architekturą wnętrza. Wszystko było białe i znajdowało się tam wiele rzeźb. Przewodniczka opowiedziała nam historię o ołtarzu, po czym grupa mogła zrobić zdjęcia tej przepięknej konstrukcji. Potem skierowaliśmy się w stronę Góry Trzykrzyskiej, gdzie rozciągała się cudowna panorama miasta. Po chwili odpoczynku wróciliśmy do hotelu.

Dziewiątego maja wstaliśmy i wyruszyliśmy w dalszą podróż po Wilnie. Najpierw zobaczyliśmy Ostrą Bramę, w której znajdował się obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej, po czym zwiedziliśmy kilka kościołów. Następnym przystankiem był Uniwersytet Wileński, a stąd skierowaliśmy się do Muzeum Adama Mickiewicza. Byliśmy bardzo zmęczeni, dlatego dostaliśmy trochę czasu wolnego. Po półtorej godziny odpoczynku przeszliśmy się po małych uliczkach Wilna oraz zobaczyliśmy ulicę Literacką. Na koniec podeszliśmy pod Archikatedrę Wileńską, gdzie mieliśmy się spotkać po kolejnym czasie wolnym, po czym wreszcie pojechaliśmy do hotelu.

Zodkiewka i WiecieKtoPisze

A po egzaminie będzie luz…

Trzecia klasa gimnazjum to jedno wielkie kłamstwo. Osiem miesięcy żyliśmy w błogim przekonaniu o tym, że choć teraz jest tak ciężko i okropnie, to przynajmniej po egzaminie wszyscy nam odpuszczą i będziemy mieć dwa miesiące luzu. Otóż nie! Osiem miesięcy pracy, testów powtórkowych, przygotowań, wszystko to dla trzech kwietniowych dni, które miały przesądzić o naszej przyszłej edukacji. No dobrze, ale co po tym? Programy zrealizowane, wszystko powtórzone, książki skończone. Wydawałoby się, że w nagrodę za naukę w gimnazjum należy nam się trochę spokoju, prawda? Nie. Przecież za niecałe cztery miesiące zaczynamy naukę w liceum. Przydałoby nam się wprowadzenie do tematów z pierwszej klasy. O! A może zrobimy z tego materiału testy? Pewnie! Czemu by nie? Tak oto zaczęła się seria fizyki jądrowej, planowania lekcji o logarytmach, biologicznych referatów i innych podobnych rzeczy, które psują nasz dwumiesięczny luz. Do tego dodajmy jeszcze pracę związaną z projektem gimnazjalnym i tworzy nam się mieszanka idealna. Tak więc teraz naszym ulubionym wyrażeniem nie jest: „Na szczęście po egzaminie będzie luz” tylko „Byle do wakacji”.

Podróż przez piekła z serii trudne jest życie gimbusa

Jak wiadomo, gimbusy i siódma klasa pojechały na wycieczkę na Litwę. Mehowe panny znalazły się w tym wesołym gronie. Znaczy się wesołym do czasu całodniowej podróży, po której wciąż mamy traumę. Spytacie się, dlaczego? Przecież właśnie w autokarze dzieją się najciekawsze rzeczy. Pozwólcie, że wyprowadzimy Was z tego błędu. Otóż, gdy dwie spokojne persony siedzą otoczone z wszystkich możliwych stron ludźmi drącymi się do wzbudzającej agresję muzyki puszczanej z głośników, to mogą popaść w frenezję. Pragniemy dodać, że na domiar złego, te wszystkie rapsy wchodziły do głowy (oczywiście bez obrazy dla słuchających, ale w końcu po to są słuchawki, by ich używać i naprawdę to mimo pogłosek nikogo nie zabije). Próbowałyśmy walczyć rękami i nogami (w naszych umysłach, co świadczy o wysokim poziomie granicy cierpliwości). Starałyśmy się także zagłuszyć te szatańskie bity oglądaniem filmu, ale skończyło się na tym, że nie byłyśmy w stanie nacieszyć się momentem spełnienia się naszego szipu, przez co podczas kolejnych czterech godzin podróżny siedziałyśmy cicho, starając się nie płakać z frustracji. Oczywiście, kulturalnie upominałyśmy rzucających się przed nami chłopców (dalej dociekamy, co takiego jedzą na niekończącą się NIGDY energię), aby nieco pohamowali swe niekontrolowane, dzikie ruchy taneczne. Następną podróż zamierzamy spędzić z przodu autokaru, ponieważ tam panowała oaza spokoju. A przede wszystkim, kolejnym razem zalepimy sobie uczy puszystym mchem, niczym Odyseusz przepływający przez teren drących się (mała aluzja) syren.

Mehowe Panny

A ty kim jesteś?

Wbrew temu, co sugeruje tytuł, ten artykuł jest skierowany głównie do dorosłych (ale młodzież oczywiście też może przeczytać J). Poniżej znajduje się klasyfikacja współczesnej młodzieży. Może pozwoli ona na lepsze zrozumienie młodego pokolenia.

-dresiarze, niegrzeczni gimnazjaliści (typowe Seby). Ich podstawowe atrybuty to dresy z trzema paskami (adidas), czapka z daszkiem (basebolówka), kołczan prawilności.

– tumblr girle to dziewczyny, których niezbędnik to najnowszy Ajfon, czołker i rurki, mówią i myślą, że są oryginalne.

-gamerzy, czyli osoby dużo grające na komputerze. Na lekcjach najczęściej myślą tylko o tym, żeby nie zasnąć.

-Janusze, osoby, które słuchają disco polo .

-nerdy (kujony) wracają ze szkoły, robią zadanie, projekt na za pół roku, czytając z zaciekawieniem podręcznik od matematyki, a później idą oglądać dobranockę

-stare maleńkie, czyli dziewczynki (11,12,13 lat),które przebierają się za kobiety, noszą sztuczne paznokcie, robią pełny makijaż, itp.

-hype bestie, czyli osoby, które wydają wszystkie swoje uzbierane pieniądze, (albo najczęściej rodziców) po to, żeby mieć najnowsze buty, bluzy, spodnie, itd. ze znanych marek, np. Supreme.

-hejterzy, czyli krytykujący wszystkich i wszystko.

-BFF (Best friends forever), czyli papużki nierozłączki, wszystko robią razem.

-IBFF- to samo, co BFF tylko przez Internet.

-drama queen – osoba, która robi awantury o wszystko.

-gwiazdy klasowe, czyli  tacy, którym wszyscy się podlizują i jeśli one lub oni cos polubią to wszyscy to polubią.

-forever alone’y- osoby, których nikt nie lubi.

-mili (to samo się tłumaczy)

-rage monster (dosłowne tłumaczenie to wściekły potwór) to osoba która się wścieka o wszystko i robi to z dużym rozmachem

Oczywiście, są to stereotypy, które często nie zgadzają z rzeczywistością (jednak czasami trafiają się niektóre przypadki). Ten artykuł nie ma na celu nikogo urazić. Jego celem jest raczej przedstawienie stereotypów o współczesnej młodzieży.

Paweł

Wilczy Szaniec

Na zakończenie naszej znakomitej wycieczce obejmującej tereny Litwy i Polski odwiedziliśmy Wilczy Szaniec, czyli miejsce, które w poprzednim wieku służyło za główną siedzibę kanclerza Rzeszy – Adolfa Hitlera. Pośrodku lasu, wśród drzew, z ziemi wyrastają potężnych rozmiarów bunkry i fortyfikacje, sprawiające naprawdę przytłaczające wrażenie swoją skalą. Prace nad tym przedsięwzięciem rozpoczęły się na początku lat czterdziestych poprzedniego stulecia. Już 24 czerwca 1941 roku nową siedzibę odwiedził wyżej wymieniony niemiecki polityk. W Wilczym Szańcu został przeprowadzony również jeden z wielu nieudanych zamachów na Hitlera, który był powodem kolejnych masowych egzekucji. Masywne, kilkusettonowe bunkry zostały zniszczone przez opuszczających to miejsce pod koniec wojny hitlerowców. Rozbite betonowe mury sięgające ponad siedem metrów nad ziemię zostały w znaczny sposób poprzesuwane i porozrzucane w wyniku eksplozji, których efekty odczuć można było nawet kilka kilometrów od miejsca detonacji ładunków. Zwiedzanie tego niezwykłego miejsca, mimo iż trwało parę godzin, to bardzo szybko nam minęło i nie nudziliśmy się ani chwili dzięki naszemu przewodnikowi, który potrafił bardzo dobrze oprowadzać nas po ruinach. Gdy nasza ostatnia atrakcja wycieczki dobiegła końca, skierowaliśmy się do autobusu, by spędzić w nim – z małymi przerwami – ponad dziesięć godzin, które zajął nam podróż do Krakowa.

Nickt